Wyjechałam na kilka dni. Odcięłam dostęp do wiadomości, mediów społecznościowych i poczty mailowej. Nie było mnie, bym była w pełni tam, gdzie zdecydowałam się spędzić czas. Takie wyłączenie nie zawsze jest możliwe, choć coraz częściej myślę, że sami wzbraniamy się przed takim resetem z obawy, że wypadniemy z kołowrotka działań i wydarzeń.
Lęk przed wyłączeniem
Zniknięcie na kilka, kilkanaście dni staje się dla wielu z nas bardzo poważną decyzją, obarczoną emocjami równymi co najmniej wyborowi pracy czy też projektu. Może przerysowuję, ale słuchając historii liderów i liderek z którymi pracuję, czuję ogromny ciężar jaki dźwigają, by być stale „on”.
To „on” jest z obawy że:
- tak wiele może mnie ominąć (decyzji, tematów, szans, opcji),
- brak dostępności oznacza brak zaangażowania i troski o firmę, zespół czy biznes,
- może poza pracą nie ma nic tak bardzo ciekawego i pochłaniającego,
- jeśli się wyłączę z zadań i obowiązków, to zostanę z niczym, co by mnie definiowało tak bardzo jak właśnie praca.
Czy miałam w trakcie tych kilku dni chwile myślenia o pracy i zadaniach? Miałam.
Czy włączały mi się obawy, że coś mnie ominie? Już nie. Bo jeśli coś jest dla mnie, to będzie. Jeśli nie teraz, to w innym momencie. Jakiś czas temu zdecydowałam ufać sobie i życiu, które bywa bardzo bogate w doświadczenia i szanse.
Uważność w naturze
Chodząc po pustkowiach miejsca, w którym zdecydowaliśmy się spędzić kilka dni, miałam poczucie, że największa radość i spokój przychodzi do mnie z uważności. Z bycia tu i teraz, z zauważania i odczuwania tego co wokoło i we mnie. To właśnie te momenty pozwalały mi poczuć, kiedy eskapistycznie pozwalam głowie dryfować do tematów firmowych i dlaczego akurat w danym momencie to robię.
Przyroda przychodziła mi z ogromną pomocą, gdyż to właśnie w niej dostrzegałam piękno, potęgę i moc. Ludzi było mało, więc tym bardziej w ciszy zagłuszanej jedynie wiatrem, mogłam kontemplować dzieła natury, jeszcze nie zakłócone ludzką chęcią dominacji. Za każdym razem, gdy jestem w naturze bez ludzi, bez miasta, bez tempa i ciśnienia, czuję jak moje zmysły zrzucają płaszcz ochronny zakładany na miasto, by w pełni otworzyć się na doznania. Nigdy nie myślałam, że będę mogła poczuć zapach lodowca, który jest wyrazisty i niepowtarzalny, że chodząc po górach, będzie to spacer po poduszce z miękkiego mchu, że będę mogła oglądać galerię lodowych rzeźb na plaży.
Kontrast między naturą a miastem
Tam gdzie byłam, jest skromnie, minimalistycznie, spokojnie, cicho. Najgłośniejsza jest tam przyroda. Człowiek jest dodatkiem, który dostosowuje się do reguł wyznaczanych przez naturę. I może wciąż dobrze funkcjonować. W porównaniu do Warszawy… właściwie nie ma porównania. Żyjemy w innej czasoprzestrzeni, dorobku, gonitwy, stałego ciśnienia na coś (na rozwój, wygląd, pieniądze, relacje…). Wiem, że wciąż gonimy zachód, ale zastanawiam się jak długo jeszcze będziemy tłumaczyć świat jaki sobie tworzymy właśnie byciem na dorobku. Bo ten świat jest głośny, pełny, przytłaczający. Mało w nim wytchnienia i zaproszenia do obecności. Nawet przestrzenie wspólne, które kiedyś zapraszały do siedzenia na ławce, pogawędek i kontemplacji, dziś coraz bardziej zamieniają się w kawałki zieleni przy okazji…centrum handlowego, pasażu, czy zrewitalizowanej części miasta… Użyteczność ponad obecność. Działanie ponad bycie.
W moich słowach pobrzmiewa odrobina żalu, krytyki, zawodu. Tak jest i mam świadomość, że również przyczyniam się do takiego stanu. Choć czuję, że jestem już w innym miejscu, które nie napędza ilość, ale bardziej obecność, to wciąż miewam momenty zapomnienia i wsiadam do tego pociągu centralnej Europy, by dogonić ułudę szczęścia jaką jest zajętość.
Dlatego potrzebuję takich doświadczeń, które totalnie zatrzymują w refleksji, że można żyć bliżej natury i w zgodzie z nią, że wcale nie potrzeba ogromu rzeczy, by mieć dobre życie, że na koniec dnia układ nerwowy potrzebuje mniej niż więcej, by sprawnie funkcjonować.
Minimalizm jako droga do szczęścia
Co biorę z tej wyprawy? W kilku punktach nazywam to, co najbardziej czuję i dziele się z Tobą dla inspiracji, dla zaproszenia do rozmowy.
Odwaga
Myślę, że życie w naszej szerokości geograficznej wymaga ogromu odwagi, by przede wszystkim znaleźć swój sposób na to życie i podążać swoją drogą. Każdy – niezależnie od wykształcenia – staje się guru najlepszego życia. Otwierasz media społecznościowe i co druga osoba ma dla Ciebie złote rady co robić, by było pięknie, by zaleczyć rany, by iść swoją drogą. Trudno wybrać to właściwe życie, bo takowego nie ma. Jest to, na które świadomie się decydujemy.
Minimalizm
Czego potrzebuję do szczęścia? Zdrowego ciała i głowy, bliskich i miejsca na ziemi, do którego mogę wracać po mniejszych i większych wędrówkach. Chcę minimalizmu w swoim otoczeniu, ale i w przestrzeni publicznej. Chcę by miasta były do życia a nie stałej gonitwy, nerwów i złości. Chcę przestrzeni, w której wszyscy mogą czuć się dobrze, bezpiecznie i komfortowo niezależnie od zasobności portfela czy pochodzenia (utopia? Może nie.) Chcę mniej słów a więcej słuchania i obecności.
Leonardo da Vinci powiedział, że „prostota jest szczytem wysublimowania” i bardzo bym chciała, żeby od najmłodszych lat uczono nas estetyki, piękna i wrażliwości, które dla mnie są bazą do tworzenia wrażliwych społeczności, budujących sobie świat sprzyjający obecności.
Uważność
Sztuka bycia w pełni obecną i świadomą w danej chwili, bez oceniania. Ależ to trudne. Myśli gonią w przód, w tył, gdzieś szarpią na boki. Jak tutaj być w pełni, kiedy tyle tematów, ludzi, spraw. A jednak, to właśnie ona jest boginią mądrości, relacji, zdrowia, satysfakcji, rozwoju. Jak tutaj cokolwiek zdecydować, wybrać, kiedy nie czujesz, nie widzisz, nie doznajesz? Im bardziej jestem w tu i teraz, tym bardziej czuję z kim mi po drodze, tym lepiej słyszę, czego potrzebuje moje ciało, tym mocniej doświadczam życia. Czy to jest trudne? Jak cholera, ale warte próbowania.
Wspólnota
Wszech dominującą narracja JA zabiera przestrzeń na MY, ponieważ coraz bardziej zapominamy, że tylko w relacji z innymi jesteśmy w stanie poznać siebie, zrozumieć coś więcej niż naszą perspektywę. Aktualnie JA bywa wyższościowe, roszczeniowe i często pod przykrywką samorozwoju zapomina, że łączy nas tak wiele, min. doświadczenia, wyzwania i fakt, że właściwie płyniemy w tej samej łodzi. Więc myślę sobie, że uważność zaprasza też do empatii, do czułości, do zrozumienia siebie i innych wokoło. Bo jeśli w nas jest większy spokój, harmonia, nie mamy w sobie ciśnienia na narzucanie i udowadnianie. Nasze JA będąc blisko naszych wartości, wie jak bardzo potrzebujemy, by działać, doświadczać i czuć się częścią czegoś większego.
📌Przypnij na później
Inspiracja
Henry David Thoreau popełnił niesamowitą książkę „Walden, czyli życie w lesie”, która z biegiem lat jest mi coraz bliższa i coraz bardziej rozumiem jego doświadczenia. Zostawiam tutaj cytat, który zamyka być może nieudolną próbę opisania mojej chwilowej ucieczki od świata ciągłej gonitwy.
„Większość ludzi, nawet w tym stosunkowo wolnym kraju, na skutek zwykłej ignorancji i błędnego rozumowania tak jest zajęta wydumanymi troskami i nadmiernie ciężkimi obowiązkami, że nie potrafi zrywać piękniejszych owoców życia.”
Dagmara